Jesteśmy organizacją pożytku publicznego.
Dziękujemy za 1% podatku.
Fundacja Promocji Rekreacji "KiM"
ul.Partyzantów 21
05-092 Łomianki
info@fundacjakim.pl
Przykładowy wzór pisma z informacją
Do incydentu doszło około południa na Wiśle na wysokości Łomianek (woj. mazowieckie). Ze względu na piętrzącą się wokół krę, dostęp do wyspy był utrudniony. Na miejsce dotarł - zrzucony z helikoptera - Paweł Brzeziński z komisariatu rzecznej policji, który dostarczył mężczyznom koce, ciepłe ubrania i gorące napoje. Policjant przyznał na antenie TVN24, że po raz pierwszy od 15 lat służby widzi taki przypadek, by kra uniemożliwiła rybakom wypłynięcie na brzeg.
Trudny dostęp
- Jedyny dostęp do tych mężczyzn jest z powietrza - relacjonował akcję ratowniczą Mariusz Szyndler z KGP. Według policjanta, wędkarze podjęli ogromne ryzyko wypływając w momencie, kiedy na Wiśle płynie kra.
Zapłacą za akcję
Według świadków, cała akcja "odbicia" wędkarzy trwała 20 minut i trwała bardzo sprawnie oraz spektakularnie. – Policja jednak jest sprytna w takich akcjach – przyznał mężczyzna przyglądający się akcji.
"Nie przypuszczali, że będą problemy"
Już po wyjściu na brzeg dwaj mężczyźni tłumaczyli się, że "nie przypuszczali, że będą mieli takie problemy z powrotem". Za taką nieodpowiedzialność jednak będą musieli słono zapłacić. Policja właśnie szacuje cenę akcji i z pewnością w niedługim czasie przedstawi pechowych wędkarzom odpowiedni rachunek.
A będzie za co płacić, bo w akcji brały udział dwa helikoptery - jeden zwiadowczy, drugi towarowy.
Przyjechałem do Jastrzębiej Góry na trzy dni. Był koniec kwietnia. Korzystając z okazji postanowiłem przetestować na morzu najnowszy model kajaka grenlandzkiego zbudowanego w technice SOF. Dzień wcześniej, pierwszy raz przepłynąłem tym kajakiem trasę Jastrzębia – Władysławowo – Jastrzębia. Opis
Kajaki grenlandzkie, którymi dotychczas pływałem miały inną konstrukcję, umożliwiającą w miarę swobodne poruszanie nogami wewnątrz kajaka dzięki czemu mogłem opuszczać i podnosić kolana podczas przechyłów łódki. Uogólniając, można powiedzieć, że modele którymi dotychczas pływałem miały większą skłonność do wybaczania błędów.
Nowy kajak stawiał wyższe wymagania. Jego początkowa stabilność była mniejsza od naszych szkoleniowych Grenlandczyków. Został zbudowany na moją miarę. Już nie musiałem stosować dodatkowych wypełnień, gdyż pomiędzy biodrami a burtą było wolnej przestrzeni na dwa palce. Podczas wchodzenia do kajaka musiałem się trochę pokręcić aby dobrze się w niego wpasować. Pierwsze próby na dłuższym dystansie, utwierdziły mnie w przekonaniu, że łódka przy długości 541 cm, szerokości 48 cm i wadze 16 kilogramów jest szybka i zwrotna. Przy pewnej praktyce łatwo daje się prowadzić w skrętach i podczas serfowania. Nie miałem żadnych problemów ze zrobieniem kilku rodzajów eskimosek. Natomiast opanowania wymagała stabilizacja kajaka, szczególnie gdy przestawałem wiosłować. Wystarczyła niewielka fala przy znikomej prędkości płynięcia i już musiałem asekurować się podpórką niską.
Kajak zabrałem zanim Tomasz wyposażył go w worki wypornościowe, dzięki którym łódka staje się niezatapialna. W związku z tym, we własnym zakresie umieściłem w rufie kółka od wózka, na którym przewoziłem kajak. W część dziobową wsunąłem małą bojkę ratowniczą. Stwierdziłem, że to powinno wystarczyć. Przed wypłynięciem w morze nie przetestowałem tego rozwiązania.
Uważam, że w tym miejscu warto również wspomnieć kilka słów na temat mojego ekwipunku i ubrania.
1. nowy kajak grenlandzki (SOF) z substytutami komór wypornościowych
2. wiosło grenlandzkiego
3. kamizelka morska, gwizdek, nóż, lusterko, lampka, nosek, zatyczki do uszu
4. telefon w worku wodoodpornym
5. rękawiczki neoprenowe
6. czepek, bluza i long john z aquashell
7. tuilika z 3 mm neoprenu
8. wełniane skarpetki i buty neoprenowe
Warunki pogodowe: zszedłem na wodę ok. 17-tej. Świeciło słońce wiał wschodni wiatr. Temperatura powietrza wynosiła ok. 16 st.C. Temperatura wody 6 st. C. Przy brzegu na płyciznach ok. 9 st.C. Stan morza 2-3 w skali Beauforta.
Wyszedłem w morze i nic nie wskazywało, że czeka mnie dłuższa kąpiel. Trasę Jastrzębia – Władysławowo pokonałem bez problemów choć musiałem dawać sobie radę z nacierającymi falami. Sytuacja była pod kontrola. W miarę płynięcia, coraz lepiej czułem kajak i skakanie po falach zaczęło sprawiać mi przyjemność. W drodze powrotnej, płynąłem z falami i próbowałem trochę serfować, ale bez większych sukcesów. Wiatr się uspokoił więc postanowiłem zrobić kilka zdjęć. Podpłynąłem do bojki, którą rybacy zaznaczają koniec rozstawionych sieci. Morze już tak nie falowało (1-2 B). Położyłem wiosło na pokładzie i wyciągnąłem aparat. W momencie gdy zamierzałem zrobić zdjęcie usłyszałem a następnie poczułem uderzenie fali w bok kajaka. Wszystko wydarzyło się jak na zwolnionym filmie. Klatka po klatce widziałem jak wpadam do wody. Złożyłem się do eskimoski ale ręka odziana w neoprenową rękawiczkę ześlizgnęła się z wiosła a fartuch w niewiadomy sposób zsunął się z kołnierza kokpitu.
Chwilę odczekałem i ponownie się złożyłem. Tym razem wstałem jednak brak naciągniętego fartucha sprawił, że kajak podczas manewru w dużej części wypełnił się wodą. Sytuacja nadal była pod kontrola choć kajak stracił już swoją stabilność. Zabrałem się do zakładania fartucha gdy kolejna fala kompletnie zalała mój kajak. Okazało się, że zaczynam tonąć. Spojrzałem w kierunku brzegu – do przepłynięcia był dystans około kilometra.
Zdawałem sobie sprawę, że woda ma temperaturę 6 stopni a do brzegu mam spory kawałek. Hipotermia pozostawała jedynie kwestią czasu. Zatkałem uszy zatyczkami i poprawiłem na głowie czepek. Ponieważ w trakcie prób wejścia do kajaka zdjąłem rękawiczki postanowiłem je szybko założyć. Okazało się, że rękawiczki, które schowałem pod kamizelkę zostały gdzieś wypłukane. To oznaczało, że musiałem chronić przed zimną wodą nie tylko twarz ale i ręce. W związku z tym, położyłem się na plecach, jedną dłoń oparłem powyżej linii wody o dziób wywróconego kajaka, drugą z wiosłem trzymałem ponad powierzchnią wody. Płynąc żabką na wznak starałem się również trzymać głowę nad wodą – czasami było to trudne, gdyż zalewały mnie fale.
Po kilku minutach płynięcia odzyskałem spokój i wyrównałem oddech. Ponownie sytuacja była pod kontrolą. Świeciło słońce, wiał ciepły wiatr. Nie odczuwałem dyskomfortu termicznego ale było to wynikiem sporej dawki adrenaliny. Ponieważ regularnie pływam na basenie więc nie obawiałem się czy dam radę kondycyjnie dociągnąć kajak do brzegu. Liczyłem jednak, że nie będę musiał sprawdzać w praktyce jak radzę sobie ze skurczem mięśni. Moja prędkość podróżna w kierunku brzegu okazała się satysfakcjonująca. Gdyby jednak sytuacja się pogorszyła postanowiłem, że wyjmę bojkę ratowniczą z kajaka, założę ją na siebie a następnie wykorzystam wiosło do ratowniczego płyniecia. Wiem jaka jest skuteczność takiej techniki ponieważ już ćwiczyłem ją w zdecydowanie trudniejszych warunkach. Jednak nie było to konieczne. Do brzegu dopłynąłem w dobrej kondycji.
1. Nieopływanym kajakiem samotnie odpłynąłem zbyt daleko od brzegu. Gdyby towarzyszył mi drugi kajak, akcja ratownicza zakończyłaby się w ciągu maksymalnie 5 minut.
2. Nie sprawdziłem skuteczności substytutów komór wypornościowych. To, że kajak unosi się na wodzie nie świadczy o tym, że uniesie kajakarza. Gdyby w kajaku znajdowały się odpowiednio dobrane komory to bez problemów powinienem dopłynąć do brzegu. Oczywiście, łódka zalana wodą nie jest stabilna, ale próbowałem już tak pływać. Gdybym dodatkowo miał pompę, dzięki której usunąłbym wodę z kajaka sytuacja nie była by tak groźna.
3. Brak zapasowego wiosła spowodował, że nie miałem szansy dostać się do kajaka grenlandzkiego po pokładzie. Nawet gdybym miał to wiosło to technikę wejścia do kokpitu przy użyciu dwóch wioseł znam jedynie od strony teoretycznej. Bez ćwiczeń praktycznych była znikoma szansa, że w warunkach bojowych wykonałbym ją prawidłowo.
4. W kamizelce miałem schowany telefon w worku a nie w obudowie wodoodpornej, której zapomniałem zabrać. Po wyjściu na brzeg okazało się, że suchy worek prawdopodobnie w wyniku używania go podczas zimowych wypraw popękał (zwijanie w niskich temperaturach powoduje mikro pęknięcia) i telefon był zalany wodą. Oznacza to, że nie miałem szansy na powiadomienie SAR-u lub Policji o mojej sytuacji.